Osiem
oddziałów w osiem dni. Wstęp. Pomysł zorganizowania wyprawy rowerowej po
oddziałach
Koncernu ENERGA zrodził się w chwili
powstania
ENERGI. Mieliśmy już wtedy za sobą kilka wypraw m.in. „Rejony ZE
Olsztyn”, więc
dlaczego nie spróbować odwiedzić oddziałów Koncernu ? Ranek 19 czerwca przywitał nas pochmurną
pogodą zwiastującą
opady deszczu. Z tego powodu opóźniamy nieznacznie wyjazd. Ruszamy
sprzed domu
o 5:45, powoli rozgrzewając mięśnie przez miasto by po wyjechaniu na
drogę E7
móc rozwinąć naszą prędkość podróżną. Spokojnie o czasie docieramy do
Pasłęka,
drobny posiłek, informacje od kolegi SP2WN przez
radio, że APRS działa dobrze, widać nas
na ekranach, po 15 minutach ruszamy dalej z niepokojem spoglądając na
nadciągające
od strony Elbląga chmury. Za wiaduktem w Bogaczewie dopada nas deszcz i
leje do
samego Elbląga. Na rogatkach miasta
przejmuje nas ekipa z tutejszego oddziału na czele z Bogdanem SQ2HEG i
sprawnie
doprowadza do swojej siedziby. Jesteśmy zaskoczeni gorącym
przywitaniem. Jak
się potem okazało najgorętszym i najliczniejszym co widać na zdjęciach.
Krótki
odpoczynek, rozmowy, pytania - ruszamy dalej bo czas nagli, a do
Słupska
daleko. Przy wyjeździe z Elbląga ktoś zwinął nam asfalt i kilkaset
metrów prowadzimy
rowery, następnie wydostajemy się na drogę E-7 i mkniemy w kierunku
Gdańska.
Nasila się przeciwny wiatr. Jechać jest coraz trudniej. Po pierwszej w nocy pojawiła się mgła
znacznie utrudniająca
jazdę. Na liczniku 205 przejechanych kilometrów. Zatrzymujemy się na
stacji paliw
w Strzebielinie gdzie przeczekujemy do świtu i około 3.30 ruszamy w
dalszą
drogę . Jedzie się wyśmienicie, jest chłodno i rześko, choć dokucza
brak snu i
gęste opary mgły. Tempo dobre i z marszu bierzemy Lębork by na
śniadanie
zatrzymać się w przytulnym leśnym barze w okolicach Pogorzelic. W TV
rozpoczęła
się kawa czy herbata. Posileni i w dobrych nastrojach przed siódmą
jesteśmy
ponownie na trasie. Do Redzikowa siedziby RKK SP1YFK docieramy parę
minut po
dziewiątej po przejechaniu 282 km. Wita nas sama szefowa, Ania SQ2RKB
oczywiście obrywa nam się za brak informacji przez cała noc. Sytuację
rozładowuje
moja kamizelka odblaskowa założona w pośpiechu na lewą stronę po SMS-ie
od Ani
otrzymanym w trakcie śniadania w leśnym barze. Krótki odpoczynek i
decyzja, że
zostajemy w Redzikowie do nastepnego dnia.. Rozpakowujemy bagaże i bez
obciążenia udajemy się spokojnie do oddalonego o około 6km oddziału w
Słupsku.
Mamy dużo czasu, spotykamy się z dyrekcją i pracownikami. W drodze
powrotnej
zwiedzamy Słupsk. Po tym jesteśmy padnięci i mimo wczesnego popołudnia
natychmiast
zasypiamy. Wieczorem wraca z pracy Rajmund SP1RKB oraz przyjeżdża
Leszek SP1CRI.
Rozmowy w przyjacielskim gronie przeciągnęły się do późnej nocy,
jakbyśmy
rankiem wybierali się nad morze a nie w długą trasę. Dzień trzeci. Na kolejny trzeci dzień wyprawy wyruszamy
około o godz.
6.30, przejeżdżamy przez Słupsk, na wylocie mijamy i pozdrawiamy się
wzajemnie
z jadącą w przeciwnym kierunku ekipą pogotowia energetycznego i pędzimy
w
stronę Koszalina. Tym razem wiatr nam sprzyja i robi się coraz cieplej,
więc
gdzieś za Sławnem zatrzymujemy się, aby zdjąć kurtki i zmienić
przepocone
koszulki. Zjeżdżamy z szosy i zaszywamy się w kukurydzy. Wtedy to
zauważam
spadek ciśnienia w tylnym kole mojego roweru. Podczas próby
dopompowania
powietrza strzela wentyl z maszynki. Najczarniejsza myśl, że trzeba
zmienić
dętkę nie sprawdza się. Wystarczyło ponownie skręcić maszynkę i
napompować
powietrza. Po dwudziestu minutach jesteśmy z powrotem na szosie.
Mkniemy z dużą
prędkością popychani przez wiatr. W Sianowie zatrzymujemy się na lekki
posiłek
i dzwonimy do oddziału w Koszalinie ustalając wstępnie godzinę
przybycia. Za
Sianowem ostro wspinamy się stromym podjazdem. Rozmowa przez telefon z
Darkiem
z Iławy urozmaica nam wspinaczkę. Robimy też kilka łączności przez
przemiennik
w Koszalinie m.in. z Tadziem SP1NQN. I tak po niespełna czterech
godzinach
docieramy przed budynek koszalińskiego oddziału, gdzie czekają już na
nas panowie
z promocji. Przywitanie, pamiątkowe zdjęcia i spotkanie z dyr.
technicznym,który w czasie rozmowy z nami na poczekaniu
wymyśla tytuł
dla opisu wyprawy. Rano czwartego dnia wyprawy pobudka o 5:00 a na dworze ulewa i silny wiatr. Śpimy dalej prawie do ósmej. Jest dzień zakończenia szkoły na ulicach uczniowie z kwiatami idą po świadectwa, lekko jeszcze pada a my koło dziesiątej wyruszmy w kurtkach na trasę i jedziemy w kierunku Bydgoszczy. W Sępolnie Krajeńskim licznik przekroczył 500km. Po drodze zwiedzamy most koło Puszkowa i Koronowo gdzie czas zatrzymał się gdzieś na początku XX wieku. Zaczyna się wypogadzać ale silny boczny wiatr wieje nadal. Ze względu na wczesną jeszcze porę zatrzymujemy się na dłużej w miejscowości Stopka gdzie zjadamy obiad i odpoczywamy. Stąd też nawiązujemy pierwszą łączność z kolegami z Bydgoszczy. Przed szesnastą wjeżdżamy na ulice Bydgoszczy i prowadzeni przez radio docieramy do Emila SP2QVH. Etap krótki, bo tylko 97km. Wieczorem odwiedzamy klub SP2ZCI, gdzie czekają już na nas SP2DHR, SQ2EAK, SQ2BVN, SQ2SDJ, SP2JBJ. Zostaje naprawiony APRS i pojawia się na ekranie ikona z rowerem. Udajemy się następnie na starówkę gdzie trwają akurat Dni Bydgoszczy. Wyjątkowo ciepła noc i tłumy ludzi na ulicach starego miasta. Czas szybko mija, nawet nie zauważyliśmy, że jest już po północy. Wracamy do Emila do domu gdzie rodzice przygotowali jeszcze kolację. I tak zeszło nam do godziny 2:00. Ranek piątego dnia przywitał nas słońcem a
temperatura
pozwoliła na jazdę od razu w koszulkach. Ruszamy kilkanaście minut po
6:00.Wiatr
słaby, szosa super tak, że po dziewiątej mogliśmy zameldować się przed
oddziałem w Toruniu. Jest sobota, oddział nie pracuje, przyjmuje nas
kolega
dyspozytor Godzina piąta, wstajemy i udajemy się na mszę. Następnie zwiedzamy Bazylikę i okoliczne obiekty, robimy zdjęcia. Dociera do nas informacja, że znowu nas nie widać na APRS, sprawdzam radiostację, nie wychodzi moc, uszkadza się też karta w aparacie fotograficznym i tracimy jak się potem okaże bezpowrotnie wszystkie zdjęcia zrobione po wyjeździe ze Słupska. Zjadamy śniadanie i około dziesiątej w minorowych nastrojach wyruszamy w dalszą drogę. APRS nie działa, aparat fotograficzny też do bani. Ale tak jechać się nie da, zmiana toku myślenia, humory się poprawiają, i miarę szybko docieramy do Konina. Ze Stawiszyna nawiązujemy kontakt radiowy z Zenkiem SP3JBI a po czternastej meldujemy się w oddziale w Kaliszu. W pierwszej chwili mamy problemy z dostaniem się do oddziału bo wzięto nas za funkcjonariuszt straży miejskiej. Jest niedziela, robimy fotki i udajemy się do Zenka w odwiedziny. Posileni wspaniałym ciastem i po prawie dwugodzinnym odpoczynku pod rozłożystym drzewem w ogrodzie jesteśmy gotowi do dalszej jazdy. Narada i ustalenie trasy z tubylcem pozwoliło nam wyruszyć około siedemnastej i uniknąć przejazdu przez całe miasto. Przed nami daleka droga i nie wiemy jeszcze gdzie zatrzymamy się na noc, a czasu niewiele. Zbliżający się wieczór i chłodniejsze powietrze umożliwiają szybszą jazdę. W Rzymsku zatrzymujemy się na kolację w małym przydrożnym barze. Domowej roboty pierogi z mięsem i żurek, palce lizać. Kilkanaście następnych kilometrów jedziemy wolniej ociężali z przejedzenia. Docieramy do zapory zbiornika Jeziorsko. Atakują nas stada muszek. Krótki postój, oglądamy elektrownię wodną i startujemy w dalszą drogę. Zaczyna zapadać zmierzch. Najbliższe większe miasto to Poddębice. Docieramy tu już po 22:00. Na liczniku 172 przejechane tego dnia kilometry. Zatrzymujemy się przed jedynym w mieście hotelem przy stadionie. Okazuje się, że jest zajęty przez zgrupowania kadry Polski w piłce nożnej na piasku i nie ma wolnych miejsc. Po negocjacjach i prośbie piłkarzy recepcja zezwala nam na nocleg na sali gimnastycznej. W tak dużej sypialni jeszcze nie nocowaliśmy. Wypoczęci skoro świt ruszamy na przedostatni
etap nie
wiedząc jeszcze, jaki ciężki. Ranny chłód szybko mija i trzeba zdjąć
kurtki,
przebrać się, bo pływamy. Około godz. 8:00 robimy to w przydrożnym
barze
zainstalowanym w starym autobusie koło miejscowości Zduny. Zamawiamy
też
jajecznicę, na którą chwilę czekamy, gdyż właścicielka poszła po jajka do kurnika. Jajecznica jest
znakomita, taka, jaką pamiętamy z dawnych lat. Solidnie posileni szybko
z marszu
bierzemy Łęczycę a następnie Kutno, Gostynin i docieramy przed
trzynastą do
Płocka. Szaleńczy zjazd z góry do mostu na Wiśle. Przy prędkości ponad
50km/h
podmuch zrywa flagę z anteny radiowej. Pędzimy dalej nie zatrzymując
się. Ale
jak się zjeżdża z góry to potem trzeba podjechać pod górkę i tak też
jest w
Płocku. Przejeżdżamy przez most, po którym obok nas z wielkim hukiem
przejeżdża
pociąg z cysternami i stromym podjazdem jedziemy do centrum łamiąc
kolejny
zakaz jazdy dla rowerów. Jest dokładnie 13:17, gdy zatrzymujemy się
przed
odziałem, a na liczniku 998 przejechanych kilometrów. Miłe spotkanie w
gronie
pracowników, rozmowy fotografie i nieudana próba zgrania zdjęć z
uszkodzonej
karty. Przed piętnastą ruszamy z zamiarem dotarcia do Działdowa.
Jeszcze na
ulicach Płocka zatrzymujemy się, gdy licznik pokazał 1000km i wypijamy
na to
konto po butelce smacznej oranżady. Mimo popołudniowej pory upał jest
straszny.
Po drodze pochłaniamy ogromne ilości wody mineralnej. Teren jest płaski
bez
drzew jazda jest coraz cięższa. Jedziemy bocznymi drogami przez Bielsk,
Słupię,
Gagowo, Bieruń i do Żuromina docieramy tuż po godzinie dwudziestej.
Przez radio
z Ryśkiem SQ4LWA ustalamy drogę na skróty. Przez Kuczbork, Łążek, Kurki
do
Działdowa docieramy po dwudziestej drugiej potwornie zmęczeni
przejechawszy
tego dnia Ranek ostatniego
dnia
wyprawy przywitał nas chmurami. Zanosiło się na deszcz. Sprawnie
ruszamy w
kierunku Nidzicy gdzie wjeżdżamy na trasę E-7 i jadąc z duża prędkością
docieramy do Olsztynka. Zaczyna mocno wiać i pojawia się deszcz
początkowo
drobny by przerodzić się w ulewę. Zatrzymujemy się na posiłek mając
nadzieję,
że deszcz przestanie padać. Półtorej godziny postoju a deszcz wciąż
pada
przechodząc momentami w ulewę. Nie możemy dłużej czekać. Decydujemy się
na
jazdę w deszczu. Zakładamy odpowiedni żółty ubiór przeciwdeszczowy i
ruszamy.
Ostatnie W dniu 26 czerwca 2007 roku o godz. 12:45,
po przejechaniu
na rowerach w ciągu ośmiu dni
|